
Smutek za smutkiem. Jeszcze nie umiem sobie poradzić z tym, że już nie ma Ruda, a wczoraj Cypis odeszła od nas na zawsze. Wiem, że była już stareńka, miała około trzynastu lat, ale… Tak i tak smutno i żal. Już kilka ostatnich dni było po niej widać, że szykuje się do drogi. Prawie nie jadła. Ona, która żyła tylko po to żeby jeść! Już nie interesował jej chlebek, ani zupka. Leżała sobie cichutko u siebie w zagródce i drzemała. Pozostałe kozy też zachowywały się inaczej. Nie rozrabiały, nie trykały się rogami, nie meczały. Zapadła cisza. Powaga i spokój ogarnęły stadko zwykle rozbrykane i awanturujące się pomiędzy sobą. Cypis trochę spała, trochę leżała patrząc przez drzwi na słoneczny świat. I gasła. Zaglądałam do niej co trochę podając jej chociaż wodę do picia. Wiedziałam, że to już są jej ostatnie chwile. Dane jej było przeżyć długie życie. Dochowała się wielu potomków. Teraz miała przy sobie swojego najmłodszego synusia- Rajana i najmłodszą córkę- Muszelkę. Tak chciała i to sobie wywalczyła. Nie była sama. Przecież to właśnie ona nie zgodziła się na odizolowanie od stada. Pomimo, że na starość jej dokuczali i często musiała salwować się ucieczką. Cypis zawsze dawała mi wiele powodów do przemyśleń. Jej zachowanie często odbierałam jako personifikację. Jej łakomstwo, dążenie do pewnych wygód, asertywność, nadopiekuńczość w stosunku do najmłodszego potomka... Czytaj więcej→