Wpisy oznaczone tagiem "kozy"

szafirowi-wraca-wigor

Mądrzy ludzie mówią: - Nie chwalcie dnia przed zachodem słońca. I dobrze mówią! Ja, niepomna tej mądrości, nie tak dawno pisałam, że Szafira nie interesują dwie dorodne kozy mojego sąsiada, stracił cały swój wigor. Akurat! Skubany, wyraźnie przyczaił się tylko! Przedtem kozy darły pyski, a teraz kozom już przeszło, za to mojemu Adonisowi głos powrócił, odblokowany przez płonącą w nim chuć. Niech tylko kozy zbliżą się do płotu!  Szafir od razu  zaczyna pchać się z całych sił na żerdzie i siatkę. Beczy przy tym przeraźliwym basem, wydobywającym się gdzieś z głębi jego trzewi. Cap najpierw próbuje obalić przeszkodę, a jak nie wystarcza jego siła, to kombinuje jakby tu rogami te żerdki połamać, albo siatkę rozpruć. Wtedy stoi cichusieńko przy płocie i z wyraźnym mozołem, ale i z jakimś planem, kręci łbem i ustawia się pod różnym kątem, tak długo aż dopnie swego. Żerdź tylko chrupnie, a Szafir ile pary w piersi i drąc się: Me! Mee! Meee! robi kilka rund dookoła wybiegu w dumnej postawie prezentując się swojej wybrance … a nam daje znać, że znowu  coś zmalował. Jak na razie (Tfu! Na psa urok!) jeszcze nie zwiał z wybiegu, ale (czytaj początek mojego wpisu)  nawet nie chcę myśleć co by było, gdyby… Wiem jedno, że już nikt nie zmusiłby Szafira do powrotu na wybieg. Już wcześniej przekonałam się, sama na sobie, jaki z niego uparty cap. Kozy, ani myślą wystawać cały dzień... Czytaj więcej→

LiniSemen 8 listopada 2010 Zwierzaki
capy-powrocily-na-swoje

Tak, capy są już z powrotem u siebie. Ale tylko capy. Znalazł się kupiec na Tuptusię i jej maluchy oraz na Muszelkę z dwoma capkami. I teraz jest jakoś  tak cicho i pusto. Mieliśmy jeszcze kupca i na Rajana, ale bardzo dobrze, że ostatecznie rozmyślił się. Wcale mnie nie to nie zdziwiło, bo Rajan zachorował i wyglądał przeokropnie. Prawie na całym ciele stracił sierść. Wyłysiał. Chorobę przejął po swojej mamie, Cypisie. Jej często robiły się takie  łyse miejsca na ciele, ale nigdy aż tak mocno. Widok Rajana, po powrocie do nas, przeraził mnie. Przez cały pobyt kóz na ewakuacji tylko raz, na początku, byłam z mężem zobaczyć, gdzie i jakie lokum im znalazł. W sumie nie widziałam ich ponad miesiąc. Mąż opowiadał mi, że Rajankowi bardziej niż zawsze dokucza choróbsko, ale kompletnie nie byłam przygotowana na coś takiego. Wyglądał jak po chemioterapii. Miejscami tylko pokrywała go resztka bardzo rzadkiej sierści. Apetyt jednak miał bardzo dobry i postanowiliśmy znowu powalczyć o jego życie. Dostał tabletki i witaminy i dzisiaj już wygląda jak młody Bóg, co widać na zdjęciu. Bardzo dobrze, że ostatecznie są u nas i Szafir i Rajan, bo samemu Szafirowi byłoby zbyt smutno. A tak, panowie siedzą sobie tak cichutko na wybiegu, że można wręcz o nich zapomnieć. Zgadzają się świetnie. Rajan śpi sobie  na półce dawniej zajmowanej przez Tuptusie, a Szafir w zagródce po Cypisie. O jedzenie nie rywalizują,... Czytaj więcej→

LiniSemen 12 sierpnia 2010 Zwierzaki
muszelka-ma-dwa-sliczne-capki

Zaraz minie dwa tygodnie jak nasza Muszelka została mamą, a ja jeszcze nie miałam chwili czasu, żeby coś o tym napisać. Cały dzień uwijam się po działce, a wieczorem już nic nie mogę z siebie wykrzesać. Dzisiaj jest jednak dzień deszczowy, a więc dla mnie relaksowy. Mam wolne od prac ogrodowych. Muszelka została dumną mamą dwóch capków! Jeden ma na łebku biała łatkę, coś jak biały berecik, a drugi jest rozkosznie malutki i taki “maskotkowy”. Urodziły się 5 maja. Oj! Naczekaliśmy się na nie. Nawet zaczęliśmy martwić się czy coś z tą Muszelką i jej ciążą jest nie tak? Według naszej pamięci powinna urodzić krótko po Tuptusi, a tu przeszło miesiąc różnicy. Nauczka na przyszłość, żeby pamięci nie ufać, tylko na bieżąco zapisywać istotne daty. Tym razem maluchy przyszły na świat nocą. Rano mąż poszedł karmić kozy i zastał niespodziankę- dwa nowe maleństwa już wylizane, czyściusieńkie i drzemiące w kąciku. Nie przy mamie, tylko osobno. I tak jest cały czas. Muszelka nie jest taką nadtroskliwą matką jak Tuptusia. Zostawia swoje maluchy samopas. Reaguje dopiero jak zaczynają niespokojnie meczeć. Woli trzymać się od nich z daleka. Daje im dużo luzu. Nie ma między nimi tego ciągłego meczenia- tłumaczenia, które prowadzi Tuptusia ze swoim potomstwem nawet do dzisiaj. I z karmieniem też mamy z Muszelką problem. Od pierwszej  jej ciąży ma ona nierówne wymiona. I to bardzo. Jedno osiąga... Czytaj więcej→

LiniSemen 18 maja 2010 Zwierzaki
na-ostatnich-nogach

Dzisiaj przeprowadziliśmy kozy na osobny wybieg. Od czasu pamiętnego buntu Szafira, nasze kozy i capek siedziały razem na jednym wybiegu. Dobrze im było. Ani się nie tłukły, ani sobie nie dokuczały. Tuptusia, jak zawsze spała na swojej półeczce, a Szafir i Muszelka w zagrodzie Cypisa tak, że Rajan miał dla siebie resztę pomieszczenia. Tuptusia i Muszelka są kotne (jednak obie!) postanowiliśmy więc, że już teraz  oddzielimy je od panów. Chodziło zwłaszcza o Tuptusię. Od kilku dni coraz trudniej było jej wskakiwać na półkę, a za nic nie chciała spać w innym miejscu. Z obawy, żeby sobie coś nie zrobiła, dzisiaj obie kozy pomaszerowały na dawny wybieg capów. Zamiana miejsc. Wcale nie pomaszerowały, tylko mój mąż i Piotr musieli zaciągnąć je tam za rogi! Dobrą godzinę meczały w stronę capów i kombinowały jakby tu się wydostać z wybiegu. A to kopytkiem w bramkę trącały. Może się otworzy? A to próbowały wydostać się między żerdkami (zwłaszcza Tuptusia). Mąż biegiem dowiązywał(!)  żerdki, żeby się nie mogła pomiędzy nimi przecisnąć. I suchy chlebek nie na wiele pomógł. Owszem, coś niecoś zjedzono, ale tylko tak symbolicznie, między meczeniem. Dopiero jak zaczęło się ściemniać, to kozy umilkły. Poszły obejrzeć nową stajenkę i chyba im się spodobało. Lokal na ich cześć wywietrzony, wyczyszczony i pomalowany na biało. Całkiem ładnie. No i tutaj mają fajny paśnik na wybiegu! Zobaczymy... Czytaj więcej→

LiniSemen 23 marca 2010 Zwierzaki
wspomnien-kilka-o-kubie

Kubę pierwszy raz zobaczyłam jakieś pięć lat temu. Już wtedy był koniem, a właściwie wałachem, w zaawansowanym wieku. Od razu wzbudził we mnie podziw. - Ale potęga. Mógłby zrobić krzywdę, co? Dopytywałam Piotra, właściciela Kuby. - Pewnie tak, ale nie zrobi. Możesz podejść do niego i go pogłaskać. No chodź, nie bój się! Z obawą tak wielką jak sam Kuba, zbliżyłam się do niego na tyle, żeby lekko dotknąć jego boku. Piotr stał przed nim, trzymał go za łeb i łagodnie poklepywał po pysku. - No widzisz jaki baranek. Baranek rzucił lekko łbem i spojrzał na mnie do tyłu pięknym  wielkim okiem. Tupnął dla żartu kopytem i… błyskawicznie odsunęłam się na bezpieczną odległość. I nasze dalsze kontakty takie już zostały. Na odległość. Któregoś lata, gdy Piotr jeździł do pracy,  to ja Kubusiowi dawałam, w południe , wodę do picia i jakiegoś buraczka pastewnego do przegryzienia. Kubuś sam pilnował, żeby go południowa przekąska nie minęła. Po prostu o stałej godzinie rżał, a że my po sąsiedzku, to był dla mnie znak, że już pora. Buraczki przygotowane przez pana wrzucałam mu z daleka do koryta, a wodę w wiadrze podsuwałam jak najbliżej jego pyska w czasie, gdy on był zajęty chrupaniem przekąski. Końskim  zębom nic nie mogło się oprzeć! Wszystko tak tylko chrupało, niezależnie czy był to twardy burak, czy bochenek wysuszonego na kamień chleba. Wyobrażałam sobie moją rękę lub... Czytaj więcej→

LiniSemen 28 kwietnia 2009 Zwierzaki
przez-oczy-do-serca

Styczeń. Mróz. Na dworze biała szadź. Patrząc przez okno widzę białe łąki, a na nich jakoś tak duchowo i bajecznie uwypuklone pojedyncze drzewa i krzewy. - Boże jak pięknie! Samo wyrywa mi się z piersi. To pierwszy w tym roku „ biały dzień”. Tegoroczna zima nie dała się sobą nacieszyć. Do tej pory więcej było dni bardziej jesiennych, niż takich naprawdę zimowych. Śnieg, jeżeli już padał, to od razu topniał. Całkiem inaczej było rok temu. Śnieg padał częściej, chociaż też nie utrzymywał się długo. Jednak po feriach, w lutym, świat przykryła śniegowa pierzyna i silny mróz utrzymywał ją przeszło dwa tygodnie, a pierwsze opady były tak obfite, że zaskoczyły drogowców i przez dwa dni był problem z dojechaniem do miasta. Przypomniało mi to „zimę stulecia” w latach siedemdziesiątych. Przyjechaliśmy wtedy do wujka, tu na wieś, na Boże Narodzenie. Śnieg tak zapadał drogi, że do miasta mogliśmy wrócić dopiero po Sylwestrze. Jeszcze dzisiaj pamiętam radochę jaką my dzieci miałyśmy tamtej zimy! Wtedy, pierwszy i jedyny raz, jechałam saniami ciągniętymi przez konie! Nigdy więcej nie miałam też okazji zjeżdżać z górki na pazurki na worku wypełnionym sianem, albo brać udziału w stawianiu śnieżnej twierdzy i później w jej obronie. Pomimo zimna do domu wpadaliśmy tylko po to, żeby się ogrzać, przebrać w suche ubrania i coś zjeść, bo my miejskie niejadki dostaliśmy wtedy wręcz wilcze apetyty.... Czytaj więcej→

LiniSemen 5 stycznia 2008 Krzyki i szepty
milosci-cypisa

Cypis ma trzy miłości. Po pierwsze kocha jeść- wszystko byle dużo. Jej ukochane danie, jak i zresztą pozostałych kóz, to suszony chlebek, który może jeść na okrągło. Nie gardzi też zbożem. Pewnego dnia, niedługo po tym jak trafiła do nas, wyjadła całą karmę przygotowaną dla drobiu. Dostała takiego wzdęcia, że wyglądała jak balon na cienkich nóżkach! Tak nas wystraszyła, że wezwaliśmy weterynarza. Zrobił jej płukanie żołądka, zalecił pojenie jakąś miksturą dwa razy dziennie, a ode mnie, gratis, dostała masaż brzucha przez prawie pół nocy. Później jeszcze nie raz przypominała balon, ale nie wpadaliśmy już w panikę i nie wzywaliśmy do niej weterynarza. Cypis jest wielką smakoszką zup i jak tylko się jej trafi taka gratka, to wiaderko wyliże do czysta! Mlaska sobie wtedy apetycznie, mordeczkę zanurza w zupie prawie po same oczy i nie zważa na to, że taki na przykład barszczyk czerwony zamienia ją z wyglądu w krwawą bestie. Wszelkie strużynki, roślinki…. to byleby było ich dużo i na okrągło. Czasami patrzę na nią jak zajada i dziwię się: - Cypis, gdzie ty to mieścisz? Że też ty łakomczuchu jeszcze nie pękłaś? Na początku, gdy trafiła do nas, to ona była przywódczynią w stadzie. To ona zaczynała pierwsza jedzenie i wyjadała najlepsze kąski często używając rogów, aby odgonić pozostałe kozy. Teraz, gdy młode dorosły, a ona jeszcze bardziej się zestarzała, role się odwróciły. Młodsze... Czytaj więcej→

LiniSemen 16 września 2007 Zwierzaki
prokreacja-zabroniona

Nasze capy mają już piętnaście miesięcy. Nie powinny, ale niestety już są ojcami. Straciły swój młodzieżowy wygląd i coraz bardziej upodobniają się do własnego ojca. Dostały długie brody i zaczęły im wyraźnie rosnąć potężne rogi. Całe pokryły się długą sierścią. To cecha przejęta chyba po matkach- kozach szetlandzkich. Ich ojciec miał sierść krótką. A aromat zaczęły rozsiewać w koło siebie! Skondensowany zapach testosteronu! Latem znów nadszedł okres rui. Tak to już w przyrodzie jest. Małe zostały odchowane i pora na następne małe. Nasze kozy zaczęły wabić capy meczeniem i zapewne zapachem dla nas niewyczuwalnym. Samce jednak go czują i wariują. Koniecznie chcą dostać się do kóz trzymanych po sąsiedzku, w przyległych obórkach. Cały dzień drą się w głos obwieszczając całej okolicy swoją gotowość do prokreacji. Zauważyliśmy, że Cypis specjalnie ich prowokuje. Podchodzi pod drzwi ich obórki i i stoi sobie jak gdyby nigdy nic. A oni w środku szaleją. To jeden, to drugi wystawia łeb przez niewielki otwór w drzwiach. Śmiesznie wywija wargi, wystawia na wierzch język i szybko nim wywija. Tak jakby proponowali Cypisowi buzi z języczkiem. Chcąc być jeszcze atrakcyjniejszymi dla kóz, sami siebie obsikują moczem i wtedy to już zapachem zwalają nas z nóg. Sobie zapewne bardzo się podobają. Nie chcemy mieć więcej małych i uzbrojeni w cierpliwość postanawiamy to wszystko przeczekać. Od urodzenia... Czytaj więcej→

LiniSemen 30 czerwca 2005 Zwierzaki

Wieś Stany k. Nowej Soli | Sklep z rękodziełem, papierowąwikliną, ekowyrobami