
Prawie rok mija, jak moja Nesia wyszła na spacer i już nie powróciła. Ileż razy wydawało mi się, że słyszę jej miauczenie za zamkniętymi drzwiami, lub że mignęła mi gdzieś w przelocie. Głowa mówi, że ona już nie wróci, a serce chciałoby inaczej. Kot na załączonym zdjęciu, to nie jest Neska. To jedna z na pół dzikich kotek, w które obfituje podwórko Piotra. Za jego zgodą zabrałam ją na próbę do naszego domu. Strzałka od razu sprawę postawiła jasno. Nie i koniec. Warczała na nią, sierść stroszyła i wyraźnie mogła zrobić jej krzywdę. Myślę, że gdybym zdecydowała się przygarnąć kotkę, to nauczyłaby Strzałkę tolerancji. Jednak nie mogę. Jeszcze nie. Pamiętam jak Neska do nas trafiła. Właściwie, to chciałam mieć w domu kota. Samca. Okazało się, że do wzięcia jest kotka. - Nie musi pani jej brać, ale proszę przyjść zobaczyć. Przywieźli mi ją do domu, razem z kotką dla mnie. Kocura nie mają i nie wiadomo kiedy będzie. Zapraszała znajoma, która podjęła się załatwić dla mnie kota. Nastawiona na nie, jednak wybrałam się z wizytą. Zaraz w drzwiach powitał mnie trójbarwny kot. Przeważała biel z rudym i czarne łaty. - To ona? – Na pewno nie udało mi się ukryć rozczarowania w głosie. – Ładna. – Dodałam z grzeczności. - Ale gdzie tam! To maja Majka. Pani kicia siedzi w pokoju, na fotelu. Źle zniosła podróż samochodem. Jeszcze jest wystraszona. Oho! Znak! Ja też nienawidzę... Czytaj więcej→