
Dokładnie pamiętam dzień kiedy dotarło do mnie, że chcę, muszę zmienić swoje życie. To był sierpień 2003 roku, a dokładnie dziewiąty sierpień. Tego dnia wyprawialiśmy synowi osiemnaste urodziny, które dzięki temu, że do nich dotrwaliśmy, dały mam jakiś psychiczny komfort myślenia o życiu w dłuższej perspektywie niż następne kilka dni. Syn właściwie urodził się dziesiątego sierpnia, ale w tamtym roku wypadało to w niedzielę więc przełożyliśmy uroczystość na sobotę, aby wszyscy goście mogli spokojnie się pobawić nie martwiąc się, że następnego dnia muszą iść do pracy lub szkoły. Stawiła się rodzinka z mojej strony jak i ze strony męża, a także kilku najbliższych kolegów syna. Od trzech lat miał już indywidualne nauczanie i kontakt utrzymywał tylko z kolegami z podwórka, których znał od najmłodszych lat. Uroczystość wyprawialiśmy w wynajętej sali z tej racji, że w naszych dwóch pokojach trudno byłoby wszystkich upchnąć. Przygotowanie jedzenia wzięłam na siebie, mimo że jeszcze pracowałam zawodowo, a o urlopie nie było mowy. W dniu imprezy wszystko było zapięte na ostatni guzik, jedzenie pyszne, wystrój kolorowy, goście chętni do zabawy, a ja zmęczona, ale dziwnie radosna. Pamiętam taką chwilę gdy obsługując gości, żartem rzuciłam, że zwalniam się z pracy i otwieram swój bar. Wtedy naraz zrozumiałam, że to wcale nie jest żart, ale głęboka potrzeba zmian. Dotychczas pracowałam... Czytaj więcej→