Nasze capy mają już piętnaście miesięcy. Nie powinny, ale niestety już są ojcami. Straciły swój młodzieżowy wygląd i coraz bardziej upodobniają się do własnego ojca. Dostały długie brody i zaczęły im wyraźnie rosnąć potężne rogi. Całe pokryły się długą sierścią. To cecha przejęta chyba po matkach- kozach szetlandzkich. Ich ojciec miał sierść krótką.
A aromat zaczęły rozsiewać w koło siebie! Skondensowany zapach testosteronu!
Latem znów nadszedł okres rui. Tak to już w przyrodzie jest. Małe zostały odchowane i pora na następne małe.
Nasze kozy zaczęły wabić capy meczeniem i zapewne zapachem dla nas niewyczuwalnym. Samce jednak go czują i wariują. Koniecznie chcą dostać się do kóz trzymanych po sąsiedzku, w przyległych obórkach. Cały dzień drą się w głos obwieszczając całej okolicy swoją gotowość do prokreacji.
Zauważyliśmy, że Cypis specjalnie ich prowokuje. Podchodzi pod drzwi ich obórki i i stoi sobie jak gdyby nigdy nic. A oni w środku szaleją. To jeden, to drugi wystawia łeb przez niewielki otwór w drzwiach. Śmiesznie wywija wargi, wystawia na wierzch język i szybko nim wywija. Tak jakby proponowali Cypisowi buzi z języczkiem.
Chcąc być jeszcze atrakcyjniejszymi dla kóz, sami siebie obsikują moczem i wtedy to już zapachem zwalają nas z nóg. Sobie zapewne bardzo się podobają.
Nie chcemy mieć więcej małych i uzbrojeni w cierpliwość postanawiamy to wszystko przeczekać.
Od urodzenia Rajana capy trzymamy z dala od kóz. Osobno śpią i na zmianę korzystają ze spacerów. Tęsknią więc do swoich pań. Jest im teraz nudniej. Tylko czasami towarzystwa na wybiegu dotrzymuje im Kuba, stary wałach.
Zdarza się, że i pies Zyguś z nimi pobiega. On walczy tylko z Cypisem, a capy toleruje. Ale dla capów to nie to samo co zabawa z kozami. I nie tylko zabawa!
Trudno. Tak już musi zostać na zawsze. U nas, na działce, kozy i capy będą miały obórki i wybiegi w dwóch najdalszych kątach. Może w ten sposób zapanujemy nad siłami natury.
I pomyśleć, że rośnie mam jeszcze jeden cap- Rajanek. Chyba będziemy musieli go sprzedać.
LiniSemen