Zwierzaki

Pagona wcale, a tortu w połowie.

Pagon na wolności Z tego Pagona to już nic dobrego nie wyrośnie! Nieposłuszny! Drań! I tortożerca!

Dzisiaj byli u nas nasi przyjaciele, Ewa i Arkadiusz.
Wizyta umówiona dużo wcześniej, postanowiłam więc upiec pyszne ciasto.
Przepis jest mojego pomysłu i wielokrotnie już go robiłam, ale dla nich jeszcze nie.

Wczoraj, po południu, szybciutko upiekłam biszkopt ze zmielonymi orzechami włoskimi zamiast z mąką.
Dostałam cały worek orzechów od sąsiadki, od Ani. Dziadek Leon łuskał je dla mnie wytrwale. Później już tylko przez młynek do orzechów i do próżniowego opakowania. Czekają na taką chwilę właśnie, kiedy dostaję weny do pieczenia.
Drugie ciasto to prawie tylko kogel mogel z wiejskich jaj, czyli puszysty i żółciusieńki obłoczek. Nad wyraz mi jedno i drugie urosło. Zrobiłam krem śmietankowy. Przyznaję- z proszku, ale doprawiłam niezłą ciupką ajerkoniaku własnej produkcji.  Ciasta sobie stygły, żebym mogła przełożyć je kremem, a mnie poniosło na działkę.

Koniec października, a dookoła jeszcze zielono i złociście. Kocham nagietki i zawsze dużo ich u mnie rośnie. Samosiejki. Na wiosnę rozsadzam je na coraz większym obszarze. Pielęgnacji nie wymagają żadnej, a tak jak teraz, cieszą oczy. Małe słoneczka. Usposabiają pogodnie. Nagietki
I to chyba ich wpływ uśpił moją czujność. Wypuściłam Pagona z wybiegu, bo skomlił biedaczek, że chce wyjść. Wybieg, co prawda, ma taki jak niektórzy całe działki budowlane, no ale-  na wolności zawsze lepiej.
O, tak! Temu draniowi było lepiej!

Pagon poleciał na obchód gospodarstwa, a ja wróciłam do kuchni.
Moje piękne ciasta godnie nasączyłam nalewusią. Na spód dałam ciasto orzechowe, warstwa pysznego krem, ciasto biszkoptowe, znowu krem, a na wierzch, dla wzbogacenia smaku, dżem z czarnej porzeczki, własnej roboty. I nie wiedzieć czemu zamiast do lodówki, wyniosłam na ganek, żeby trochę skrzepło.

Myję te różne miski, łyżki i blaszki i wiem, że chwil kilka i już koniec roboty! Nagle moja mama zaskakuje mnie pytaniem:
- A ty nie martwisz się, że Pagon zje ci to ciasto? Ja bym się zapłakała jakby je zjadł, wyglądało tak apetycznie.
- Ja też bym ryczała.
Lekko odpowiadam i już mam dopowiedzieć, że Pagon na wybiegu, ale wraca mi pamięć. Lecę na ganek. A tam Pagona nie ma wcale, a tortu w połowie.

Przybiegł na moje wołanie, a jakże! Nawet i ochoczo. Może myślał, że po tym słodkim to kawusia mu się należy? Bandyta jeden!
Wielkie pyszczydło wylizane prawie do czysta, ale minimalne resztki kremu i okruchy ciasta zdradzają przestępce jednego!
Popatrzyłam w jego zadowolone ślepia i machnęłam ręką! Co on winien, że pani rozum odebrało? Wkroczyłam z tą resztką tortu do kuchni i mówię do mamy:
- Wykrakałaś! Zżarł! Teraz możemy ryczeć.
I zaczynamy ryczeć… ze śmiechu. O kurde, dawno tak się nie śmiałam.
No, tak. Upiekłam drugiego torta, ale już z czekoladowym kremem. Tylko taki wyszukałam w kredensie. No i jajek dałam mniej i ze sklepu, bo naszych zabrakło. To już nie był TEN tort. Wszyscy chwalili, ale tamten był lepszy. Wiem, bo spróbowałam troszeczkę, z tej nietkniętej strony.
Resztę dostały kury.

Dobrze, że Pagon nie odchorował tego obżarstwa.
- Po takim pysznym torcie miał zachorować? – Dziwi się mój mąż.
- A ty skąd wiesz, że był pyszny? – Też się dziwię.
- Bo spróbowaliśmy po kawałeczku zanim daliśmy kurom. – Odpowiada maja mama. – I Strzałka też wyjadała kurom w kurniku.
No, to teraz już nic mnie nie dziwi. Pasujemy do siebie. Banda łasuchów.

LiniSemen

Podziel się tym wpisem ze znajomymi na:
Tagi:
Dodane przez LiniSemen 25 października 2009 Zwierzaki

Skomentuj

Spam protection by WP Captcha-Free


Wieś Stany k. Nowej Soli | Sklep z rękodziełem, papierowąwikliną, ekowyrobami