Krzyki i szepty

Wypatrywanie wiosny.

wczesnowiosenne pąki
Od kilku dni w dzień, na dworze,  jest już ciepło. Nie tak, żeby zaraz były upały! Na to jeszcze długo przyjdzie nam poczekać.

Teraz, na słoneczku, termometr pokazuje +2, +3 stopnie. Ciepluteńko! O dwadzieścia stopni cieplej niż w najmroźniejsze dni.  Jak się takie porównanie zrobi, to ciepło? Ciepło! Nie ma więc co wybrzydzać, że tylko leciutko na plusie. Będzie więcej! Przed nami wiosna i lato! Ale powolutku. Cieszmy się tym co mamy dzisiaj. Rok ma 12 miesięcy, a nie tylko lipiec i sierpień.

Osobiście widzę kilka powodów do radości. Wiążą się one z nadchodzącą wiosną, a odchodzącą zimą.
Bo tak jest i nikt tego nie zatrzyma, nawet jak bardzo by chciał.
Po pierwsze:
słoneczko, powolutku(!), wytapia śnieg i może nie będzie tego złego, co mogłoby być przy raptownej odwilży. Słowa owego nawet nie wymawiam, żeby nie wykrakać. Na razie nie jest źle, ziemia wodę chłonie…
Po drugie:
już czas w sad! Trzeba wapnem pomalować pnie drzewek owocowych, żeby ustrzec je przed zbytnim nagrzewaniem. Jeżeli się tego nie zrobi, to pobudzone ciepłem soki zamarzną nocą i rozsadzą korę. Na razie, do wielu moich drzewek, nie mam jeszcze dojścia, ciągle jeszcze są zasypane śniegiem, ale już za dni kilka…
Po trzecie:
na dworze skończyła się ta martwa cisza, jaka panowała podczas mrozów. Od kilku dni słyszę wiosennie świergocące wróble. Całą gromadką obsiadają moją wierzbę mandżurską i bujają się na jej giętkich gałązkach. A ile przy tym ćwierkania i zamieszania.  I co ważne- całkiem tłuste te wróbelki. Gdy śnieg przykrył ziemię, to stołowały się w naszym kurniku, a dodatkowo dojadały słoninkę wywieszoną dla nich na jabłonce.
Po czwarte:
kuropatwy, które zimowały u nas na działce, teraz znikają gdzieś na coraz dłużej. Jeszcze dni kilka, gdy śnieg odkryje więcej ziemi i puszczą się w siną dal. …wolność i swoboda…
Po piąte:
moje stadko kóz i cap zaczynają  gubić zimową sierść. Co roku tak się dzieje na wiosnę.
Po szóste:
Muszelka i Tuptusia będą miały młode. Właściwie, nie do końca tak planowaliśmy, ale… Na świat przyjdą już wiosną, bo matka natura tak to mądrze poukładała, że na jesień gody, a  na wiosnę małe, wtedy gdy trawka już zielona i z jedzeniem nie ma problemu. I moje kozy zrobiły się już bardzo okrąglutkie.

Ja tam więcej dowodów nie potrzebuję.
Załączone zdjęcie zrobiono w zeszłym roku, w połowie lutego, a na nim już pączusie listków i w tle delikatna świeża zieleń młodziutkich roślinek.
Wiem, że one wszystkie już tam czekają, pod tym śniegiem, żeby obudzić się do życia. Jak co roku.
I doczekają się. No, bo dlaczego w tym roku miałoby być inaczej?

LiniSemen

Podziel się tym wpisem ze znajomymi na:
Tagi:
Dodane przez LiniSemen 6 lutego 2010 Krzyki i szepty

Skomentuj

Spam protection by WP Captcha-Free


Wieś Stany k. Nowej Soli | Sklep z rękodziełem, papierowąwikliną, ekowyrobami